12 kwietnia 1960, Londyn
Ciemnowłosy szesnastolatek siedział w swoim pokoju, pochylony nad gitarą, z której wydobywał takie dźwięki, że niejeden "zawodowiec" mógłby mu pozazdrościć. Dzieciak miał po prostu niesamowity talent. Był w połowie grania jednej ze swoich kompozycji gdy coś go tknęło i zerknął na budzik stojący na szafce nocnej. Wskazywał wpół do drugiej.
Młodzieniec zerwał się na równe nogi, odłożył gitarę na łóżko i mrucząc niezrozumiałe przekleństwa wybiegł z mieszkania. Mieszkał sam, bowiem rodzice i młodsze rodzeństwo (którego miał troje, w wieku pięciu lat, trzech oraz pół roku) mieszkali dwie ulice dalej, by "nie przeszkadzać mu w nauce", jak to pięknie określili. Z Z resztą, chłopak nie potrzebował wielkich willi i luksusów, służących cały czas zwracających się do niego "paniczu" i podtykających mu pod nos słodyczy, książek o polityce czy innych równie bezsensownych przedmiotów. W ten sposób rodzice uwolnili się od sprawiającego problemy syna, a on miał wymarzoną ciszę i spokój.
Szedł raźnym krokiem przez ulice Londynu, w pewnym momencie puszczając się biegiem. Jego liceum było już bardzo blisko i zobaczył niewielkie grupki uczniów wracających z zajęć co oznaczało, że się spóźnił. Nie często chodził na zajęcia, ale każdego dnia stawiał się pod murami szkolnymi w momencie wybrzmienia ostatniego dzwonka. I za każdym razem przychodził tam tylko dla jednej osoby.
Już z daleka zobaczył jej sylwetkę i przyśpieszył jeszcze. Dziewczyna stała odwrócona tyłem, więc ostatnie parę metrów przeszedł, podkradając się, by następnie zasłonić jej oczy w kształcie migdałów swoimi dłońmi. Po raz kolejny uraczyła go swoim przecudownym śmiechem.
- Jimmy, puść!
Chłopak usłuchał, a gdy dziewczyna odwróciła się do niego pocałował ją, długo i z czułością.
- Amy - powiedział i uśmiechnął się, jednym zgrabnym ruchem uwalniając jej kasztanowe włosy od krępującej je spinki. - Rozpuszczone.
- A nie, bo spięte - Amy zabrała spinkę z rąk Jimmy'ego, upięła ponownie włosy i wystawiła mu język. Chłopak tylko zniósł oczy ku niebu, kręcąc przy tym głową, teatralnie wzdychając i łapiąc swoją dziewczynę za rękę.
Ruszyli razem tą samą drogą, którą przybiegł ciemnowłosy.
- Robert mnie prosił, żebym ci przekazała, że poszedł do Katy robić lemoniadę i nie będzie go do jutra, więc nie czekaj na niego z kolacją - Amy spojrzała się porozumiewawczo na Page'a, a ten wyszczerzył się w złośliwym uśmieszku. Grał z Robertem w zespole i wyrażenia takie jak "robić lemoniadę" czy "wyciskać cytryny" były świetnie znane w kręgu ich nastoletnich, wiecznie napalonych znajomych.
- Więc mamy całe mieszkanie dla siebie! - zakrzyknął uradowany i porwał dziewczynę w ramiona, na co zareagowała piśnięciem.
Chłopak niósł Amy całą drogę, mimo że ta wierzgała i próbowała się oswobodzić. Jedyny efekt był taki, że oboje dotarli do lokum chłopaka zmęczeni i z lekka potargani.
- Zrób mi jeść! - zażądała dziewczyna, zrzucając w przedpokoju buty i torbę i podreptała na bosaka do kuchni.
Pomimo tego, że mieszkało tam dwóch chłopaków, mieszkanie było względnie czyste. Przewijające się przez nie dziewczyny Roberta przy okazji robiły porządek, bo wydawało im się, że pobędą tam dłużej. A oni po prostu czekali, aż "ofiara" sprzątnie, po czym subtelnie ją wypraszali, zostawiając niewielki cień szansy na ponowną wizytę.
- Co chcesz? - zapytał chłopak, zaglądając do lodówki. - Może jajecznicę?
Panna Clent pokiwała energicznie głową i zabrała się razem z Jimmy'm do gotowania. Po niecałym kwadransie mieli gotowy lunch, a po następnym... postanowili pójść w ślady Roberta i Katy.
***
Było już dawno po zmroku, gdy młodzi leżeli obok siebie, Amy pogrążona w głębokim śnie, a Jimmy w pełni świadomy, muskając palcami jej długie, proste włosy. W tym momencie wpadł na pomysł napisania piosenki, dźwięki same układały mu się w głowie. Ta dziewczyna zmieniała całe jego nudne życie, gdy tylko pojawiała się w pobliżu i sprawiała, że świat wirował, wszystko zmywało się by potem nabrać jakiejś niesamowitej wyrazistości...
Złapał akustyka i przeszedł do drugiego pokoju. Szybkie slide'y, soczyste riffy - umiał sobie wyobrazić, jak Robert napisze do tego tekst, bo to odzwierciedlało miłosne uniesienia nastolatków w które sami byli głęboko zaplątani.. Powoli rozkręcająca się melodia zelektryzowała chłopaka i siedział nad nią uraczony, aż do samego rana, gdy obudziła się Amy.
- Jim, siedzisz tu tak całą noc? - dziewczyna wyjęła instrument z rąk chłopaka i zajęła miejsce na jego kolanach. - Wiesz, sen może się okazać przydatny - mruknęła mu w ucho, po czym złożyła pocałunki na jego powiekach.
Brunetka wstała i skierowała się do kuchni, zostawiając Jimmy'ego znów z gitarą, i zajęła się przygotowaniem śniadania. Była sobota, więc cały dzień mogli poświęcić dla siebie. Tylko pogoda nie dopisała - było wyjątkowo pochmurno i mgliście, ale w Anglii to chleb powszedni. Zrobiła szybciutko parę kanapek i usiadła obok swojego chłopaka na kanapie. Lubiła przypatrywać się, jak tworzy. Wydawało się, jakby wtedy powstawała wokół niego nieziemska aura sprawiająca, że wyglądał jak zjawa z innej planety. Jego zielone oczy lśniły i wpatrywały się gdzieś daleko, daleko poza horyzont widzenia zwykłego śmiertelnika. Tak, gdy Jimmy miał gitarę w ręce stawał się bogiem, herosem z mitycznych opowieści o kręconych włosach i uwodzicielskim sposobie bycia, zniewalającym wszystkie niewiasty w promieniu mili. Ale dla niego istniała tylko ta jedyna - mimo że był bardzo młody była jego centrum wszechświata. Cóż, w sumie to jest typowe dla młodzieży, ustanawianie swojej sympatii priorytetem.
- Leci am! - Amy wzięła kanapkę i próbowała nią nakarmić gitarzystę, jednak efekt tego był taki, że po chwili oboje byli umazani dżemem.
- Ty, ty, ty, ty, TY! - Jimmy rzucił się na dziewczynę, tarmosząc jej włosy i śmiejąc się, niczym psychopatyczny morderca.
- Puść! - brunetka wyślizgnęła się z jego uścisku (prawdopodobnie za sprawą dżemu, ale kto tam ich wie) i pogalopowała do sypialni, zamykając za sobą drzwi i zastawiając je krzesłem.
- Otwórz, albo je wyważę! - zakrzyknął Page, a w odpowiedzi otrzymał tylko jej cudowny śmiech.
Cofnął się więc do salonu i z okrzykiem dzikiego wikinga, który wyrusza na podbój wiosek, kobiecych serc i stad owiec, rozpędził się, będąc gotowym na prawdę wyważyć drzwi. Sprytna brunetka jednak otworzyła je, a szanowny pan James wylądował z głuchym tąpnięciem na puchowej pościeli, dokładnie w momencie, gdy w drzwiach wejściowych ukazały się faliste blond loki okalające ciekawskie oczy niejakiego Roberta Planta.
- Proszę, proszę - powiedział, opierając się nonszalancko o framugę i oceniając sytuację. - Czyżbym przeszkadzał? - powiedział i uśmiechnął się wrednie, jak tylko on potrafił.
Parę sekund później salwa poduszek trafiła prosto w jego osobę zmieniając jego oblicze nie do poznania, był niczym Ares w swojej naturze.
- A więc wojna - rzekł grobowym tonem i tak rozpoczęła się prawie godzinna walka na poduchy, która ustała dopiero wtedy, gdy Jimmy stwierdził, że zgubił gdzieś we wszechobecnym pierzu swoje włosy.
- To co robimy? - zagadnął Robert otrzepując się ze wszystkich stron.
- My... - zaczął Jimmy i spojrzał na Amy. - My chyba zostajemy w domu - powiedział to, mając nadzieję, że zniechęci to Roberta do podążania w ich ślady.
- A okej, okej, może być - Plant włączył telewizor po czym rozwalił się na całej szerokości i długości sofy.
***
Pod wieczór blondyn ulotnił się do klubu a Jimmy i Amy wreszcie zostali sami. Dziewczyna obiecała, że będzie w domu, zanim zrobi się ciemno, ale Jim nie chciał jej wypuścić.
- Jimmy... zabiją mnie jak nie wrócę na następną noc do domu - dziewczyna zawodziła i robiła najsłodsze miny niczym szczeniak, ale nie dawało to wyczekiwanego efektu, chłopak nadal stał przed drzwiami wyjściowymi, zasłaniając je własnym ciałem.
- Uh, czemu jesteś taki uparty! - zirytowana brunetka poszła do sypialni i zatrzasnęła ze złością drzwi.
Page chciał pójść za nią i przeprosić, ale wtem poczuł, że jego żołądek ściska się, jakby miał wywrócić się na drugą stronę. W ostatnim momencie udało mu się dopaść toalety. Zaraz znalazła się przy nim dziewczyna, trzymając jego długie włosy i gładząc uspokajająco po plecach. Gdy chłopak skończył wymiotować, kazała mu wypłukać usta, pomogła dojść do łóżka i otuliła kołdrą. Zmierzyła mu temperaturę, położyła okład na rozpalone czoło i przyniosła szklankę wody.
- Teraz już nie mogę pójść - mruknęła i wtuliła się w bok chłopaka, jednak po paru minutach rozdzwonił się telefon w kuchni. To rodzice dziewczyny. Mimo, że wyjechali na miesiąc chcieli cały czas mieć starszą z dwóch córek na oku. Młodszą o rok Ally się tak nie przejmowali, bo ona zawsze była tą poważniejszą i bardziej rozważną. Po chwili kłótni z rodzicami zrezygnowana Amy musiała opuścić Jimmy'ego.
- Przepraszam - westchnęła i pocałowała go w usta.
- Idź, nic mi nie będzie - zielonooki próbował się uśmiechnąć, ale słabo mu to wyszło, bo był niesamowicie osłabiony. - Tylko uważaj... Powinienem cię odprowadzić... - powiedział i usiłował się podnieść, ale Amy zmroziła go spojrzeniem i kazała "nie ruszaćsię z łóżka, bo inaczej kiepsko skończy".
Panienka Clent z ciężkim sercem opuściła mieszkanie gitarzysty i skierowała się do domu, oddalonego paręnaście minut drogi od Jimmy'ego. Pierwszą rzeczą, która wzbudziła jej niepokój to drzwi, niezamknięte na klucz. "Ally nigdy by tak nie postąpiła", przemknęło przez głowę Amy gdy wchodziła do holu. W domostwie panowała ciemność, prąd nie działał. Z lekka wystraszona dziewczyna usłyszała hałas dobiegający z kuchni i z duszą na ramieniu poszła w tamtą stronę. Uchyliła drzwi kuchenne, zaglądając do oświetlonej poświatą latarni ulicznej kuchni. Następną rzeczą, jaką ujrzała, był błysk rzeźnickiego noża w ręce stojącego w pomieszczeniu mężczyzny.
_____________________________________________________________________________
I co, zrobiło się ciekawie, hę? Zauważyłam, że zapomniałam dodać daty w poprzednich postach i już to naprawiłam, więc proszę, zwróćcie na to uwagę. Zapraszam też do zakładki pod tytułem "Don't Be So Serious!" - jest tam parę(naście, dziesiąt, who knows?) grafik z Ledami z serii "Znalezione w Internetach".
Co Miso, jest więcej literek, podoba się? No mam nadzieję, bo jak nie... >:C (nieno, żarcik, Zuz nie umie być groźna XD)
Dziękuję Lize, Misie (Nikt) i Nicole za komentarze. Miło przeczytać pozytywne opinie :) Ale możecie też śmiało hejtować, nie obrażę się :>
A resztę, która nabiła koło 230 wejść, zapraszam również do komentowania i wyrażania swoich opinii :3