czwartek, 28 marca 2013

Rozdział Pierwszy


1975


Jimmy Page siedział w studio i po raz kolejny tego dnia przesłuchiwał skończone miksy nagrań. Za dwie godziny kończył mu się czas studyjny i chciał się upewnić, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W koło na podłodze, stołkach i stolikach stały kubki z kawą, w mniejszym lub większym stopniu wypitą. Na twarzy gitarzysty gościł kilkudniowy zarost, a pod oczami widniały takie wory, "jak dwa kilo ziemniaków" - cytując niezwykle inteligentny dowcip Bonza.
Wtem drzwi do reżyserki otworzyły się i stanął w nich Robert Plant, w całej okazałości swoich blond włosów. Jakby na podkreślenie, że się pojawił, strząsnął swoją czupryną i posłał znudzonemu Jimmy'emu swój słynny uśmiech numer trzy, od którego mdlały fanki. W tym wypadku mógł równie dobrze potraktować kolegę najgłośniejszym i najbardziej przerażającym wrzaskiem wszech czasów, a reakcja byłaby taka sama. Zerowa, znaczy się. Zrezygnowany blondyn zrobił więc sobie miejsce obok czarnowłosego, przy okazji plamiąc dywan orzechowym caffe latte.
- I tak go nie lubisz - powiedział wokalista wesołym tonem, w czasie gdy zirytowany Jimmy dawał mu wyraźne sygnały, że nie jest w danym momencie i miejscu mile widziany. Dziwne, że Robert nie załapał aluzji, gdy drugi z mężczyzn ściągnął go siłą ze stołka i usiłował zawlec do wyjścia, tylko dalej trajkotał o wszystkim i niczym. Gdy jego stopy znalazły się już za progiem odrzucił głowę w tył i szczerząc się niczym zjarany Rosjanin, powiedział jedno zdanie, z którym właściwie tu przyszedł:
- Jimmy, ktoś do Ciebie dzwoni.
- Chyba będą do mnie dzwonili nawet po śmierci - burknął Page, po czym zatrzymał taśmę, schował ją do kieszeni i udał się z Robertem do recepcji.
W czasie pokonywania paru pięter schodów dowiedział się, co go ominęło w czasie tych trzech dni spędzonych w studio. Menedżer Zepp'sów, Peter Grant, załatwił im trasę koncertową w Ameryce Północnej, Bonzo zakupił pięć nowych samochodów do kolekcji, z czego jeden zdążył już rozbić, a także, że Robert odkrył nowy, wspaniały szampon, który Jimmy też powinien wypróbować.
- O Crowley'u, co ja tu robię - westchnął Page, podchodząc do aparatu telefonicznego, nie racząc uśmiechniętej recepcjonistki nawet oschłym "dziękuję".
- Page, słucham - wysyczał do słuchawki. Miał dosyć dzisiejszego dnia, wszyscy się na niego uwzięli. I jeszcze poplamił swoją ulubioną koszulę. Kawą, oczywiście.
- Dzień dobry, z tej strony Janet Hawkins, doradczyni prawna w kancelarii Benksa w Londynie - po drugiej stronie usłyszał ciepły, kobiecy głos. - Mam do pana pytanie: czy znał pan niejaką Amandę Clent?
Mężczyzna zesztywniał na wymienione nazwisko. Miał nadzieję, że już nigdy nie będzie miał do czynienia z tą kobietą, chciał ją zapomnieć, a wspomnienia z nią związane zakopać sześć stóp pod ziemią. Mimo fali negatywnych emocji odpowiedział zgodnie z prawdą:
- Tak. To moja dawna... znajoma. Jeszcze z czasów liceum.
Zaciekawiony Robert przysunął się bliżej, praktycznie stykając się głową z Jimmy'm i chłonąc każde słowo z rozmowy. Uwielbiał takie ciekawostki.
- Bardzo mi przykro, ale muszę pana poinformować, że zmarła w zeszłym tygodniu - w głosie Janet Hawkins dało się wyczuć smutek. Natomiast Robert zrobił wielkie oczy, bowiem też znał tę dziewczynę i wieść o jej śmierci całkowicie go zaszokowała. Ciekawe, bo Page natomiast poczuł się, jakby ktoś zdjął mu z barków ogromny ciężar i bardzo niestosownie do sytuacji uśmiechnął się pod nosem. Szybko jednak spoważniał, bo uświadomił sobie, że jego rozmówczyni oczekuje odpowiedzi.
- Och... Bardzo przykro mi to słyszeć - urwał na chwilę po czym na chwilkę się nad czymś zamyślił. - Ale dlaczego właściwie dzwoni pani do mnie? Nie widziałem się z nią od wielu lat - zmarszczka oznaczająca analizowanie przez czarnowłosego informacji, które posiadał, znacznie się pogłębiła, a na jego twarzy zagościł cień zdezorientowania. Coś mu zdecydowanie nie pasowało.
- Widzi pan, sprawa jest dość delikatna. W dodatku pan nic nie wie - zrezygnowana pani Hawkins westchnęła, po czym kontynuowała: - Amanda Clent miała czternastoletnią córkę i... widnieje pan w akcie urodzenia jako ojciec.
Jimmy zaklął, a Plant z wrażenia wylądował na marmurowej posadzce. Tego żaden z nich się nie spodziewał.
- Według prawa angielskiego prawa opieki do dziecka przechodzą na ojca, który może ich się zrzec na rzecz dalszej rodziny. Tyle, że, jest pan jedyną rodziną Isabelli... Pana córki, znaczy się - prawniczka szybko poprawiła się, ponieważ zrozumiała, że Page nie będzie wiedział, o jaką Isabellę chodzi.
- A jeżeli nie wyraziłbym chęci do moich praw? - powiedział gitarzysta wypranym z emocji głosem, a jego słowa wywołały oburzenie na twarzy Roberta, który zaczął się rzucać wykrzykując, że tak nie można i musiałby być potworem, żeby tak zrobić, i że to niesprawiedliwe, i okropne, i "no takie no...!", cytując słowo w słowo.
- Wtedy dziewczyna trafi do adopcji albo domu dziecka - usłyszał odpowiedź.
Jimmy stał przed trudną decyzją, która miała zaważyć na całym jego późniejszym życiu. Mógł żyć z poczuciem winy i na zawsze mieć do siebie pretensje, o których inni nie daliby mu zapomnieć, albo... Właśnie, albo zaopiekować się tą Isabellą i zaryzykować karierę i reputację.
- Crowley'u, pomocy - mruknął pod nosem i zaczął intensywnie rozmyślać.


_____________________________________________________________________________
Trochę pozmieniałam, jest zupełnie inaczej niż zaplanowałam... Ale przez tą zmianę rozdziałów będzie więcej i, tak mi się wydaje, opowiadanie będzie ciekawsze.
Zapraszam do komentowania :)

3 komentarze:

  1. Ojej, ojej. Jaki podjar xD Czytanie o Zeppelinach jest takie... świeże dla mojego styranego Gunsami mózgu ;___; Czytam z taką lekkoooooością i z takim... Ehh! Przekochane <3 Oczywiście Plant to już mój idol nr jeden, normalnie czuję się z nim pokrewną duszą ;___; A szampon dojebał totalnie :33 Czekam na więcej Bonza oczywiście także, bo nawet jak go nie było, to i tak mnie śmieszył (dwa kilo ziemniaków XD) ;-; W ogóle to jacie, to "zakopać sześć stóp pod ziemią" mnie tak przeciorało przez wszelkie tajemnice wieczności, żebym w końcu mogła zorientować się skąd to mi tak nie daje spokoju, że matko... xD Biedny wysłużony móżdżek miał problemy z rozszyfrowaniem przesłania (swoją drogą celowe, czy już wbiło Ci się to w głowę tak głęboko, że aż nie zauważasz, że nawiązujesz? :oo) do czegokolwiek, co nie jest piosenką Queen, członkiem Queen, w ogóle czymkolwiek związanym z Queen ;___; Masakra, ale jaka kochana :3 Logika poziom Lizzie :3
    No i wielbię już Page'a, chociaż kurwa kto mi powie czemu jak sobie go próbuję wyobrazić w tej całej sytuacji, to bardziej mi tam pasuje twarz McCartney'a? O.o No serio, siedzi sobie Page w studio, a tu nagle Paul. O.o Brawo, Ziemniaku... ;__; Szloch D;
    Nieważne xD
    Dawaj... Ale czemu dałaś jej Isabella? Wiem, że zniszczę Wam życie, ale to mi się kojarzy ze "Zmierzchem" :o
    No, ale jakoś to przeżyję, jeśli zrobisz z niej spoko laskę :3 W sensie, bo on ją przecież weźmie... Weźmie, nie? :o
    Musi >:C
    :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym iść do cyrku.
    SŁYSZELI MNIE KURWA WSZYSCY?!
    Ja chcę do cyrku! Dlaczego nikt mnie nie zabierze do cyrku! Dlaczego nikt nie chce mi potowarzyszyć w cyrku, który w moim mieście pojawia się raz na ruski rok!
    Chwila, zapomniałam.
    Przecież nie mam w moim mieście przyjaciół O.o
    A to pech, chciałam do cyrku. Dla rozrywki.
    Ale jak nie ma cyrku to przynajmniej sobie poczytam. O! Na przykład takie przezajebiaszcze opowiadanie o Led Zeppelin autorstwa kochanej bogini Zuz!
    Po pierwsze: za mało literek :C Za mało literek. Literek za mało. Mam ochotę na więcej. I mam ochotę na cyrk.
    Po drugie: Czy ta istota, co umarła, to te zwłoki z prologu?! W ogóle się nie spodziewałam dzieciaka. Dzieciaki w fanfikach wyszły z mody, ale ostatnio odrodzenie małe. Chociaż w sumie nie wiem, bo ostatnio bardzo mało blogów czytam >.< Czuję się taka nie na czasie!
    To tyle ode mnie, bo komentarze nie lubią być przeze mnie pisane.
    ALE PISZ! Bo chcę wiedzieć, bo się prześwietnie zaczyna. A mało prześwietnych rzeczy ostatnio czytam D:

    OdpowiedzUsuń
  3. O Crowleyu przenajświętszy! Cudowne!
    Powiem tak. Jestem żoną Planta. Boże, jak ja go kocham! Uśmiech nie schodził mi z twarzy kiedy tylko wkroczył do akcji! Jest tak pozytywnie stuknięty, tak pocieszny, głupiutki, słodki i...... OOOOOOOOOOOH! Chyba właśnie przeżyłam orgazm.
    Dobra, do rzeczy, bo nie chcę przez cały czas fangirlować :) Według mnie - bardzo dobry pomysł na fabułę. Nie wiem jak to się ma do prologu, mogę się tylko domyślać, ale jestem bardzo ciekawa rozwinięcia, bo zachodzę w głowę na ile sposobów można to napisać, ale nie przychodzi mi do głowy nawet jeden sensowny! Nie będę prosiła, byś dodawała nowy rozdział jak najszybciej, bo chociaż bardzo bym tego chciała, wiem, że jest to dosyć trudne, w końcu mamy nie tylko życie internetowe, ale i osobiste. W każdym razie jeśli tylko nie zapomnisz i będziesz miała ochotę, poinformuj mnie, bo chcę być na bieżąco :) Postaram się też pozostawić jakiś komentarz kiedy tylko odwiedzę bloga i znajdę na nim coś nowego.

    Niech Page ma cie w opiece xD,
    Nicole

    OdpowiedzUsuń